Poznańskie koziołki – historia i legenda
Koziołki poznańskie to atrakcja Poznania, którą warto zobaczyć. Dla niektórych przereklamowana, może infantylna, ale mimo tego codziennie w samo południe pod ratuszem zbierają się wszyscy 😉 turyści w mieście, aby sekundować temu niezwykłemu przedstawieniu. Niezależnie od indywidualnych upodobań koziołki z ratuszowej wieży są chyba najbardziej rozpoznawalnym symbolem Poznania.
Legenda o poznańskich koziołkach
Kiedy zakończono odbudowę ratusza, postanowiono wydać z tej okazji wielką ucztę. Szczególnym daniem miała być pieczeń z udźca jelenia, której na ruszcie doglądał mały kuchcik Pietrek. W tym czasie na rynku tak wiele się działo…. Pokusa była wielka i w końcu kuchcik nie wytrzymał i pobiegł zobaczyć te wszystkie jarmarczne cuda. Chwilka przeciągnęła się, a kiedy Pietrek wrócił do kuchni zastał w ogniu zwęgloną pieczeń. – Teraz mistrz mi nie daruje! – pomyślał i pobiegł pędem na pobliskie łąki, gdzie wypasano drobne zwierzęta. Jego wzrok zatrzymał się na dwóch małych koziołkach, które beztrosko skubały trawę.
Porwał koziołki, aby przerobić je na nową pieczeń. I nie wiadomo czy to gwar i hałas na rynku czy jakiś szósty zmysł sprawił, że koziołki wyrwały się chłopcu i pobiegły schodami wysoko, wysoko, aż na samą wieżę. Tam nie mając już drogi ucieczki wybiegły na balkon i przerażone zaczęły się trykać rogami na oczach zgromadzonej gawiedzi. W jednej chwili zapomniano chłopcu jego winę, uczta odbyła się bez pieczeni, a koziołkom darowano życie. I pewnie dzisiaj nikt nie pamiętałby tej historii, gdyby nie pomysł, aby na pamiątkę tego zdarzenia zamontować na ratuszowej wieży mechanizm z bodącymi się koziołkami. Tak też uczyniono, a dzięki temu poznański ratusz jest jedynym na świecie z bodącymi się koziołkami 🙂
I chociaż tą legendę zna chyba każde dziecko w Poznaniu, to fakty są nieco inne. Posłuchajcie prawdziwej historii o poznańskich koziołkach!
Pożar w Poznaniu
Historia koziołków poznańskich rozpoczyna się w 1536 r. , kiedy miał miejsce wielki pożar miasta. Spłonęły wtedy nie tylko domy i kościoły, ale ucierpiał również ratusz wraz z wieżą i zegarem. Prace przy odbudowie ciągnęły się latami, a tym czasem mieszkańcy dotkliwie odczuwali brak zegara, który wyznaczał rytm miejskiego życia. W 1538 r. przeprowadzono więc zbiórkę pieniędzy przeznaczonych na uruchomienie nowego zegara. Uzyskaną w ten sposób pokaźną kwotę 242 florenów przeznaczono na wynagrodzenie dla ślusarza Franciszka, który chyba jednak nie dość dobrze wykonał swoje dzieło, skoro po dziesięciu latach znów poszukiwano zegarmistrza.
Zegar na wieży poznańskiego ratusza
Ostatecznie podpisano kontrakt z Janem Baptistą Quadro na przebudowę ratusza i kilka dni później 21 marca 1550 r. oddzielny kontrakt z zegarmistrzem Bartłomiejem Wolffem z Gubina na wykonanie zegara wieżowego.
Rajcy zażyczyli sobie, aby zegar miał cztery tarcze z zaznaczonymi kwadransami, a o każdej pełnej godzinie zegar ma bić cztery razy prawidłowo i porządnie. Cyfry miały być wykonane z miedzi w takiej wielkości jak na zegarze na ratuszu w Gdańsku, a które potem rada miejska miała wyzłocić na własny koszt. Ponadto zegar miał być wyposażony w mechanizm wskazujący 12 miesięcy oraz w urządzenie błazeńskie, mianowicie dwa koziołki, które mają się trykać przed każdym biciem godzin. Mistrz Bartłomiej udzielał gwarancji na prawidłowe działanie mechanizmów na 6 lat, a za wykonane dzieło miał otrzymać wynagrodzenie w wysokości 150 florenów.
Mistrz Bartłomiej z zadania wywiązał się porządnie, bo zegar przetrwał aż do 1675 r., kiedy ratusz ucierpiał w kolejnym pożarze. Nie wiadomo jednak czy koziołki do tego czasu działały, ponieważ nie zachowały się na ten temat żadne informacje, nie wspominają o nich ani kronikarze ani podróżnicy.
Koziołki poznańskie. Reaktywacja
Historia milczy o koziołkach poznańskich aż do początku XX w, kiedy Prusacy przeprowadzili gruntowny remont bardzo już zniszczonego ratusza. W czasie studiowania materiałów źródłowych dotarli do informacji o „urządzeniu błazeńskim” i postarali się je wiernie odtworzyć.
Po raz pierwszy koziołki w nowej odsłonie pokazały się zgromadzonej publiczności o godz. 12 w południe w 1913 r. Mechanizm o napędzie elektrycznym nie działał jednak zbyt sprawnie, często się zacinając.
A to ciekawe!
W okresie międzywojennym koziołki tak często się zacinały, że woźny ratusza musiał je popychać kijem, aby chciały ruszyć.
Z resztą w tym okresie koziołki poznańskie nie były jakoś nadzwyczajnie hołubione, bo w żadnym przewodniku z tego okresu o nich się nie wspomina, były traktowane bardziej jako poniemiecka pamiątka, niż jako atrakcja turystyczna.
Awarie, awarie, awarie…
Kolejny raz o koziołkach poznańskich przypomniano sobie, kiedy przystąpiono do odbudowy ratusza po zniszczeniach wojennych. Wśród ruin zniszczonej wieży w 1945 r. odnaleziono resztki zniszczonego zegara i mechanizmu z koziołkami. Przed oddaniem do użytku odbudowanego ratusza w 1953 r. , odnowiono również koziołki, które od tej pory nieprzerwanie działały blisko 40 lat. Jednak upływ czasu zrobił swoje i wystawiony na działanie czynników meteorologicznych mechanizm coraz częściej zawodził. Najbardziej spektakularna awaria miała miejsce w Nowy Rok 1989 r. kiedy rozpoczęły swój codzienny spektakl i nie mogły się zatrzymać. Dopiero w godzinach popołudniowych sprowadzono zegarmistrza, który „utemperował” niesforne koziołki.
Konserwator koziołków poznańskich coraz częściej zgłaszał potrzebę wymiany zużytego mechanizmu na nowy. Uzyskał nawet zapewnienie, że będą nowe koziołki i znajdą się na to fundusze, ale niestety do realizacji obietnic nie doszło. Doszło za to do zmian ustrojowych, a nowe władze nie zamierzały realizować obietnic danych przez poprzedników. Rozumiano problem, ale środków na nowe koziołki nie było.
Z pomocą koziołkom poznańskim przyszła… miłość.
Marian Marcinkowski – syn właściciela zakładu rzeźnickiego zakochał się w pracownicy muzeum. I trochę, aby sprawić przyjemność ukochanej, a trochę, żeby przywrócić Poznaniowi jego symbol, zorganizował akcję „Koziołki”. Z jego inicjatywy i za jego pieniądze w warsztatach Politechniki Poznańskiej powstał nowy mechanizm, sterowany komputerowo i nowe koziołki. Uroczystej prezentacji dokonano w budynku ratusza w 1993 r., gdzie najpierw przez trzy miesiące mieszkańcy mogli z bliska podziwiać nowe koziołki. Potem trzeba było dokonać wymiany na ratuszowej wieży, a nie było to łatwe zadanie. Stary mechanizm ważył w całości ok. 200 kg, a do dyspozycji był jedynie wóz strażacki z koszem na wysięgniku, w którym mieściła się tylko 1 osoba. Ostatecznie cała operacja demontażu oraz instalacji nowych koziołków poznańskich trwała dwa tygodnie, a jej wynik usatysfakcjonował wszystkich. Najpierw zadowolony był pan Marian – bo uszczęśliwił narzeczoną, pracownicy Politechniki, bo jako składową wynagrodzenia przynosili do domu …kiełbasy od pana Mariana, które w tamtych latach były na wagę złota. Zadowolone były władze miasta – bo koziołki wróciły na swoje miejsce no i rzesze mieszkańców i turystów, którzy już bez przeszkód mogą oglądać koziołkowy spektakl na ratuszowej wieży.
A stare koziołki poznańskie trafiły na ekspozycję do Muzeum Historii Miasta Poznania i są bodaj jedynym eksponatem, który można dotykać 🙂 Kiedy ponownie będzie można zobaczyć koziołki – sprawdzajcie na stronie internetowej muzeum
Jakie imiona mają koziołki poznańskie?
A z biegiem lat koziołki stały się niekwestionowanym symbolem Poznania. Dla tych, którzy nie dotrą pod ratusz w południe, ustawiono na pl. Kolegiackim pomnik koziołków poznańskich, przy którym turyści robią pamiątkowe zdjęcia. Mówi się nawet, że jeśli ma się jakieś życzenie, to trzeba je powiedzieć koziołkowi na ucho, a być może się spełni. Uważać tylko trzeba, bo koziołki są dwa i może się spełnić w nadmiarze!
W punktach z pamiątkami królują koziołki pluszowe, drewniane, porcelanowe… Latem można zrobić sobie zdjęcie z koziołkami, a i są tacy, co zarabiają metodą „na koziołka” przychodząc na rynek z żywymi kozami i zbierając „na karmę”.
W 2002 r. na antenie Radia Złote Przeboje ogłoszono konkurs na imiona dla koziołków poznańskich. Spośród ponad 100 nadesłanych propozycji słuchacze wybrali Tyrek i Pyrek. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że oba imiona pochodzą z poznańskiej gwary, gdzie Tyrek pochodzi od tyrać – pracować, bo w końcu nie od dziś wiadomo, że mieszkańcy Poznania to lud pracowity. A Pyrek – oczywiście odniesienie do poznańskiej pyry czyli ziemniaka 🙂
Koziołki poznańskie są również maskotką Lecha Poznań. Od 2011 r. noszą imiona Ejber i Gzub.
Kiedy można zobaczyć poznańskie koziołki?
Tradycyjnie koziołki trykają się raz dziennie w samo południe. Jednak w 2022 r. z chwilą rozpoczęcia gruntownego remontu płyty Starego Rynku zrobiło się mało miejsca dla turystów, którzy chcieliby zobaczyć koziołki. Dlatego do odwołania trykające się koziołki można zobaczyć dwa razy dziennie: o godz. 12.00 i 15.00
Odwiedzając Stary Rynek w Poznaniu, nie poprzestawaj na zobaczeniu samego ratusza. Oprócz niego jest tu wiele innych atrakcji. Zobacz chociaż to, co jest w najbliższej okolicy. Oddzielny artykuł pomoże Ci zobaczyć najciekawsze miejsca wokół Starego Rynku . A jeśli przyjedziesz do Poznania na dłużej niż kilka godzin to zobacz jakie jeszcze atrakcje warte zobaczenia znajdziesz w Poznaniu.
Legendy o koziołkach poznańskich możesz też wysłuchać na kanale Youtube Wielkopolska Ciekawie:
3 Komentarze
Anna
Bardzo powierzchowny ten tekst i mnóstwo błędów merytorycznych, same widzi mi się wydaje mi się autorki niezgodne z faktami! Może trochę rzetelności a nie liczenie że nikt już nie pamięta!
Aleksandra Warczyńska
Choć znam wiele wielkopolskich historii, to przygotowując teksty na blogu sięgam do różnorodnych opracowań, starając się pisać rzetelnie i zgodnie z faktami. Również pisząc o poznańskich koziołkach opierałam się na konkretnych opracowaniach min. „Miasto nie do Poznania” Filipa Czekały, czy wybranych numerach Kronik Miasta Poznania i innych źródłach. I pomimo, że można o koziołkach pisać długo i bardzo szczegółowo, to mój pomysł na ten tekst był inny. Świadomie wprowadziłam skróty i wybrałam co ciekawsze fragmenty tej historii, aby tekst czytało się lekko i przyjemnie. Jeśli znane są Pani inne ciekawe odsłony tej historii, proszę o kontakt – chętnie się z nimi zapoznam i być może będzie mogła powstać druga część tego artykułu.
gosia
lubie tą legendę