Bambrzy Poznańscy
Dziś mówi się Bamber – to brzmi dumnie. Potomkowie Bambrów rozpracowują swoje drzewa genealogiczne doszukując się korzeni wśród pierwszych osadników. Ale nie zawsze tak było.
Kiedy byłam małą dziewczynką, a na podwórku ktoś chciał obrazić kolegę, to najgorszą obelgą było określenie „ale bamber”.
Kiedy w połowie lat ’90 pani prof. Paradowska kupowała kwiaty, poprosiła w kwiaciarni o rachunek:
– proszę pisać Towarzystwo Bambrów Poznańskich
Sprzedawczyni zawiesiła się, twarz jej skamieniała i odpowiedziała ni to do siebie, ni to do klientki
– patrz pani, to ci prostacy mają swoje towarzystwo.
Na początku były wojny, zarazy i głód
Początków tej historii należy szukać w XVII w., kiedy przez Rzeczpospolitą przetoczyły się wojny i zarazy, które zdziesiątkowały ludność miast i wyludniły wioski. O skali zjawiska świadczą zapiski, z których wynika, że w Poznaniu, w 1709 r. w ciągu 6 miesięcy zaraza pochłonęła 9 tys. ofiar! Na Wildzie, Górczynie, Jeżycach, Dębcu i innych podpoznańskich wsiach mieszkały pojedyncze osoby. Pola leżały odłogiem, nie miał kto uprawiać ziemi, a więc i miasto nie miało skąd czerpać zysków. Ocalałym mieszkańcom groził głód.
Oferta była zachęcająca
I trudno dziś jednoznacznie dociec kto wpadł na pomysł sprowadzenia osadników, faktem jest, że był to pomysł doskonały. Wybór padł na Bamberg w Bawarii. I choć okoliczne gospodarstwa były duże i dostatnie, to wioski były przeludnione, bo zgodnie z tradycją ziemia przechodziła z ojca na najstarszego syna. Pozostałe rodzeństwo musiało zadowolić się pracą najemną. Wśród mieszkańców dominowała wiara katolicka, a więc nie było ryzyka kolejnej wojny religijnej. Po rozpatrzeniu wszelkich za i przeciw, włodarze Poznania wystosowali pismo, w którym zapraszają bamberskie rodziny do osiedlenia się w okolicach Poznania i oferują dobre warunki zagospodarowania. Przybysze otrzymają ziemię, ziarno na zasiew, drewno do budowy domów, kilka lat wolnizny czyli zwolnienia z powinności na rzecz miasta i co najważniejsze będą ludźmi wolnymi, a nie pańszczyźnianymi chłopami. Oferta brzmiała zachęcająco. Przyjęło ją 13 rodzin, które po 3 miesiącach wędrówki i pokonaniu ponad 600 km dotarły do Poznania.
Kontrakt
Na pierwszej umowie z osadnikami widnieje data 1 sierpnia 1719 r.
W zawartym wtedy kontrakcie każda rodzina otrzymała tyle ziemi, aby można zasiać dwa i pół korca żyta, pół korca pszenicy i pół korca zboża jarego; łąki tyle, by można zebrać 8 fur siana.
Średnio w ciągu całego okresu osiedlenia większość osadników otrzymało 1 hubę ziemi czyli ok. 30 mórg (13 hektarów)
A to ciekawe!
Określenie morga na powierzchnię gruntu było bardzo nieprecyzyjne. Oznaczało taką ilość ziemi, jaką dało się zaorać lub skosić jednym zaprzęgiem w ciągu jednego dnia roboczego. W zależności od jakości narzędzi i rodzaju gleby powierzchnia ta w Europie wynosiła od 0,3 do 1 ha
Każda rodzina była zobowiązana do zapłaty czynszu raz do roku, a ponadto osadnicy winni wykonać prace na rzecz miasta w ilości 6 dni rocznie od 1 huby gruntu. Z tego trzy dni były przeznaczone na oczyszczanie miasta z błota, dwa dni na koszenie łąk miejskich i jeden dzień na nieprzewidziane prace miejskie. Ponadto z okazji Zielonych Świąt i Bożego Ciała należało dostarczyć parę gęsi lub kapłonów, a na Wielkanoc dwa mendle jaj.
Kiedy włodarze miasta przekonali się, że akcja przyniosła zamierzone rezultaty, sprowadzono w kolejnych transzach jeszcze ok. 80 rodzin osiedlając ich na Dębcu i Boninie (1730), na Ratajach i Wildzie (1746 i 1747), na Jeżycach i Górczynie (1750-1753). Razem przybyło do Poznania ok. 400-500 osób.
Integracja
Na początku nie było łatwo. Bo choć na uprawie roli się znali, to największą do pokonania okazała się bariera językowa. Pierwsi osadnicy języka polskiego raczej się nie nauczyli, ale ich dzieci już posługiwały się j. polskim całkiem sprawnie. Jako osoby głęboko wierzące chcieli uczestniczyć w nabożeństwach w kościołach parafialnych, a tam kazania były głoszone w j. polskim. (Luboń i Dębiec należały do kościoła w Wirach, Wilda i Górczyn do parafii św. Marcina, Rataje do św. Jana Jerozolimskiego, a Winiary i Jeżyce do św. Wojciecha). Z biegiem czasu zaczęto zawierać małżeństwa polsko-bamberskie, a dzieci uczęszczały do polskiej szkoły.
Proces polonizacji Bambrów zamknął się w jednym stuleciu i był wynikiem ich świadomej decyzji. Kiedy nastały czasy zaborów i okres kulturkampfu, rodziny bamberskie, pomimo niemieckich nazwisk jasno opowiedziały się za polskością. Po latach nazwano to „cudem polonizacyjnym”
Studzienka Bamberka
Jeśli zapytać przeciętnego poznaniaka, co mu się kojarzy z Bambrami, większość odpowie, że studzienka Bamberki. I jest w tym trochę racji. Pomnik – studzienka stoi na Starym Rynku, na tyłach ratusza. I jest to miejsce szczególne, bo tutaj świętują przybycie przodków poznańscy Bambrzy. Każdego roku, w pierwszą niedzielę sierpnia gromadzą się wokół Bamberki w swoich przepięknych strojach i dekorują ją kwiatami.
Tutaj zatrzymują się wycieczki, gdzie słyszą historię o osadnikach z dalekiego Bamberga.
Jeśli jednak przyjrzymy się wnikliwie dziewczynie z pomnika, dźwigającej na ramionach szuńdy i porównamy ją z Bamberką z folderów i wydawnictw o Bambrach, to coś się nie zgadza. Już na pierwszy rzut oka widać, że oba stroje mocno się różnią. Brakuje pięknego kornetu i suknia jakby nie ta. Sprawa jest prosta – kornet to element stroju panieńskiego, a dziewczyna z pomnika to Jadwiga Gadomska, Bamberka w stroju mężatki. A mężatkom już nie przystało się tak stroić, bo męża złowiły 😉
Strój bamberski
Kobiecy strój bamberski jest rzeczywiście unikalny. Co ciekawe strój, który dzisiaj uważamy za bamberski jest zupełnie nieznany w Bambergu, a poszczególne jego elementy są wypadkową wpływów począwszy od Górnej Frankonii, Saksonii przez Dolne Łużyce, aż do ziemi lubuskiej. Do tego należy dołożyć elementy XIX-wiecznej mody mieszczańskiej i rodzimych strojów ludowych. I z tej mieszanki powstał charakterystyczny i unikalny strój Bambrów poznańskich.
Suknie
Zgodnie z tradycją Bamberka miała co najmniej 14 sukien na różne okazje. Każda z nich składała się z dopasowanego kaftana i obficie marszczonej spódnicy. Wszystkie uszyte z tkanin doskonałej jakości, które pozwalały na przechowywanie ich w skrzyniach bez zagnieceń. Wielka dbałość o paradne stroje powodowała, że nierzadko przechodziły one z matki na córkę.
Każda spódnica była takiej długości, aby wystawały spod niej buciki, a tych Bamberka miała co najmniej 4 pary.
Oskar Kolberg opisywał Bamberki jako kobiety osiadłe i krępe. Kanon pięknej Bamberki wymuszał szerokie siedzenie 😉 No może nie tyle chodziło o urodę, ile szeroka w biodrach dziewczyna miała lepiej nadawać się na matkę licznego potomstwa. Bo i rąk do pracy w gospodarstwie zawsze brakowało 😉 A że nie każda kobieta była szczodrze obdarzona przez naturę, to radziły sobie kobiety jak mogły.
Pod spódniczką
Najprostszym rozwiązaniem było optyczne poszerzenie w biodrach przez zawiązanie w pasie tzw. kiszki czyli wałka wypełnionego watą. Na nim opierało się kilka warstw spódnic, z czego najobszerniejsza była watówka, a właściwie dwie watówki (!), a od święta nawet trzy !!! Założone jedna na drugą, ułożone w 15 głębokich fałd, tworzyły swoisty „pancerz”, który w czasie marszu kołysał się na boki w charakterystyczny sposób. Wiedziały dziewczyny, jak zwrócić na siebie uwagę 😉
Pytacie co to watówka? Pamiętacie w jaki sposób były ocieplane płaszcze naszych babek i prababek? Pomiędzy podszewką, a wierzchnią warstwą płaszcza była watolina. I tak mniej więcej wyglądała watówka.
Na watówkę przychodził spódnik oczywiście obficie marszczony i dopiero na to właściwa spódnica!
Fałdy musiały być równomiernie rozłożone, w taki sposób, aby z przodu spódnica pozostawała gładka, gdyż z przodu przychodził jeszcze fartuch.
To pod nim była ukryta przepięknie zdobiona bamberska torebka.
Biorąc pod uwagę ilość warstw, które Bamberka miała na sobie, możemy sobie wyobrazić jej szerokość!
A to ciekawe!
Aby Bamberka mogła wygodnie usiąść w tramwaju zdążając na procesję Bożego Ciała do centrum miasta, w okresie międzywojennym podstawiano dla nich dodatkowe wagony!
Kornet kwiatowy
Najbardziej charakterystycznym elementem żeńskiego stroju bamberskiego jest arcybogaty, kwiatowy kornet, zakładany przez panny. Zdobią go kwiatki, szklane paciorki, kolorowe piórka i wstążeczki. Musi być on tak dopasowany do głowy, aby utrzymał się bez żadnego podtrzymania. A było co dźwigać! Takie nakrycie głowy waży ok. 4 kg! I nie trudno się domyślić, że był to najdroższy element bamberskiego stroju.
Na co dzień bamberka zakładała na głowę czepiec, których również posiadała cały arsenał. Szczególne znaczenie miał czepiec oczepinowy, zwany złotym, bo i złotą nicią był wyszywany. A na czepiec jeszcze przychodziła chusta, która spowijała dość mocno postać Bamberki.
A to ciekawe!
Odświętny lub ślubny strój składał się z 30 elementów. Prawidłowe założenie takiego stroju trwało kilka godzin i wymagało pomocy drugiej osoby.
A dziś możemy zobaczyć piękne bamberskie stroje na żywo w czasie centralnej procesji Bożego Ciała, w czasie bamberskiego święta w pierwszą niedzielę sierpnia na Starym Rynku, czy w czasie parady świętomarcińskiej 11 listopada. Przez cały rok strój bamberski można obejrzeć na ekspozycji w Muzeum Bambrów Poznańskich.
Muzeum Bambrów Poznańskich
Znajduje się trochę na uboczu, dzieli dziedziniec wspólnie z Muzeum Etnograficznym w Poznaniu, na ul. Mostowej. Jest otwarte jedynie w piątki i soboty. W czasie dyżurów zawsze znajdzie się ktoś, kto nawet pojedyncze osoby chętnie oprowadzi po ekspozycji. A oprowadzają po muzeum prawdziwi pasjonaci – wolontariusze, członkowie Towarzystwa Bambrów Poznańskich. Jeśli chcielibyście przyjechać tutaj w inny dzień tygodnia, warto zadzwonić i porozmawiać – zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie 😉
Najcenniejszym eksponatem jest prezentowany na piętrze czepek chrzcielny pochodzący z końca XVII w. , który należy do rodziny Schneiderów i który tradycyjnie jest używany przy chrzcinach kolejnych latorośli.
Uratować od zapomnienia
Stroje i tradycję udało się uratować dosłownie w ostatnim momencie. Przyczyniła się do tego niejako przypadkiem pani prof. Maria Paradowska, która w 1993 r. na spotkaniu Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania wygłosiła wykład pt. Rodziny Bambrów w Poznaniu w XIX i XX w. Zainteresowanie tematem przerosło najśmielsze oczekiwania organizatorów. Odezwały się rodziny – potomkowie bamberskich osadników, którzy pokazali swoje pamiątki, przypomnieli światu o swoim istnieniu. Jakiś czas później powstało Towarzystwo Bambrów Poznańskich, za sprawą którego przystąpiono do rekonstrukcji bamberskich strojów, powstało muzeum, a w czasie oficjalnych uroczystości w Poznaniu pojawiły się kobiety w charakterystycznych strojach.
Kiedy w 2019 r. obchodziliśmy 300 rocznicę przybycia do Poznania pierwszych osadników z Bambergu, historia zatoczyła koło. W ładnej inscenizacji na Moście Jordana powitano przybyszów, a uroczystości przyglądały się tłumy poznaniaków. Pamięć o Bambrach przetrwała.
Dziedzictwo
A co powiecie na spacer śladami poznańskich Bambrów?
Choć w przestrzeni miasta pozostało niewiele pamiątek, to te które są, warte są obejrzenia. Wśród nich znajdziemy kapliczki na Winiarach, Żegrzu czy Ratajach, kilka zagród bamberskich w różnym stanie zachowania, ale i okazałe kamienice w centrum miasta.
Spośród zagród najbardziej okazała jest ta przy skrzyżowaniu ul. Kościelnej i św. Wawrzyńca, gdzie przez wiele lat mieściła się restauracja Zagroda Bamberska. Domy i gospodarstwa bamberskie znajdziemy też na Minikowie, Starym Żegrzu, Jeżycach.
Do Beierleinów należała kamienica przy ul. Żupańskiego z charakterystycznym aniołem na fasadzie, do Leitgeberów piękna secesyjna kamienica przy ul. Dąbrowskiego 35/37, a do Deierlinga dom handlowy przy ul. Wrocławskiej.
Więcej bamberskich śladów w Poznaniu poznacie, wędrując po mieście z grą turystyczną Poznaj bamberski Poznań.
A jeśli chcielibyście poznać inne atrakcje Poznania, zapraszam do lektury oddzielnego artykułu.
Jeśli spodobało Ci się jak piszę, jeśli zainspirowałam Cię do wyruszenia na wielkopolskie ścieżki, jeśli chciałbyś aby powstało więcej podobnych artykułów, możesz postawić mi kawkę 🙂
Każdy, najmniejszy nawet gest sympatii, komentarz, polubienie na fb czy Instagramie są dla mnie sygnałem, że to co robię ma sens.
2 Komentarze
Daria
Super artykuł 🌹
Aleksandra Warczyńska
Dziękuję pięknie 🙂