Pałac w Pawłowicach koło Leszna
Dość często zaglądamy w okolice Leszna, które należą do najciekawszych w Wielkopolsce. Wiele tu atrakcji do zwiedzania, piękne krajobrazy, lasy i jeziora. Tym razem na dłużej zatrzymaliśmy się w Pawłowicach, gdzie zachował się jeden z najładniejszych pałaców, który można zwiedzać.
Pałac w Pawłowicach koło Leszna – jak dojechać?
I tu zaskoczenie! Bo do Pawłowic można dojechać również pociągiem – na stacji zatrzymują się pociągi relacji Ostrów Wielkopolski – Leszno. Oznacza to w praktyce, że podróżując z Poznania, trzeba będzie przesiadać się w Lesznie.
Samochodem, bezproblemowo dojedziemy ok. 15 km drogą na wschód od Leszna.
Wpisując do nawigacji hasło Pawłowice, czy Pawłowice pałac, zwróćcie uwagę, że jest druga taka miejscowość (również z pałacem) w woj. dolnośląskim 😉
Pałac w Pawłowicach koło Leszna – zwiedzanie
Choć pałac nie jest obiektem muzealnym i pełni funkcje użytkowe, to można go zwiedzać. Jego gospodarzem jest Instytut Zootechniki Państwowy Instytut Badawczy, który organizuje tutaj spotkania i konferencje. W tym czasie obiekt jest niedostępny do zwiedzania. Przed przyjazdem warto zadzwonić i upewnić się, czy będzie możliwość wejścia do wnętrz. Jeśli jednak tego nie zrobicie i przyjedziecie spontanicznie, to nic straconego! Wystarczy podejść do oficyny po lewej stronie, gdzie mieści się biuro ochrony (nr telefonu znajduje się przy wejściu) i poprosić o udostępnienie wnętrz. Pracownicy ochrony z chęcią oprowadzą po najpiękniejszych pomieszczeniach pałacu i na miarę swoich możliwości (my byliśmy zaskoczeni wiedzą pani z ochrony!) opowiedzą o pałacu i jego dawnych mieszkańcach.
Standardowo można próbować zwiedzać pałac
od poniedziałku do piątku w godz. 15-20
w soboty i niedziele w godz. 9-20
Za zwiedzanie należy uiścić opłatę – w październiku 2022 r. było to 6 zł/osobę
Pałac w Pawłowicach koło Leszna – noclegi
Pałac nie jest hotelem, jednak posiada blisko 60 miejsc noclegowych. Każdy pokój jest wyposażony w łazienkę, posiłki można samodzielnie przygotować we wspólnej kuchni. W sprawie cen i rezerwacji trzeba się skontaktować z administracją. Więcej informacji znajdziecie na stronie internetowej pałacu.
Pałac w Pawłowicach. Historia i mieszkańcy
Choć dzisiaj z Pawłowicami kojarzy się przede wszystkim klasycystyczny pałac z końca XVIII w. to historia miejscowości sięga znacznie odleglejszych czasów. Pierwsza wzmianka pochodzi z 1310 r. kiedy właścicielem wsi był Maciej z Wyskotów. Później na przestrzeni wieków właściciele się zmieniali, aż do 1684 r. , kiedy Pawłowice przeszły w ręce Mielżyńskich, którzy władali tu przez 250 lat.
Wtedy to wdowiec Maciej Mielżyński poślubił wdowę Barbarę z Mycielskich Gorzycką, która wniosła w posagu Pawłowice. Żeby nie było prosto, syn Macieja poślubił córkę Barbary z pierwszego małżeństwa i po kilkunastu latach procesów majątek pozostał przy Mielżyńskich.
Maksymilian Mielżyński (1738-1799)
Najbardziej zasłużonym dla majątku okazał się Maksymilian Mielżyński (prawnuk Macieja), bodaj najbogatszy obywatel Wielkopolski u schyłku XVIII w. Jego dochody pochodziły nie tylko z odziedziczonego majątku, ale też z zaszczytnej i wielce dochodowej posady pisarza wielkiego koronnego. Był jednym z najbliższych i najbardziej zaufanych współpracowników króla, posłował do innych władców. Z racji swojego wykształcenia i umiejętności ubierał w słowa postanowienia i uchwały sejmowe i królewskie, opracowywał sentencje wyroków, zasiadał w sądzie królewskim. Jego majątek nie ograniczał się tylko do Pawłowic, posiadał również pałac w Poznaniu przy Starym Rynku, gdzie po latach odbyło się wesele gen. J. H. Dąbrowskiego i Barbary Chłapowskiej.
Przebywając na dworze królewskim doskonale orientował się w aktualnych trendach i modach. Miał znajomości i kontakty i dlatego, kiedy postanowił wznieść dla siebie pałac, zatrudnił najlepszych fachowców. Projekt rezydencji wykonał działający na Śląsku Carl Gotthard Langhans, którego najbardziej chyba znanym dziełem jest Brama Brandenburska w Berlinie, a nieco bliżej, poewangelicki kościół pw. św. Andrzeja Boboli w Rawiczu.
By wnętrza prezentowały się równie okazale co cała bryła budynku, do prac wykończeniowych zatrudnił również wybitnego mistrza Jana Chrystiana Kamsetzera. Musiał być dobrym artystą, skoro również król Stanisław August Poniatowski zatrudnił go przy przebudowie wnętrz w zamku królewskim w Warszawie.
Pałac godny królów
Nowa rezydencja była nie tylko piękna, ale też funkcjonalna i wygodna. Jako jedna z pierwszych w Rzeczypospolitej została wyposażona w centralne ogrzewanie. Nie było wtedy kaloryferów, ale ciepłe powietrze tłoczono do komnat specjalnymi kanałami ukrytymi w murach. Do dzisiaj kratki tego systemu są widoczne na ścianach Sali Kolumnowej.
Pomieszczenia zdobiły rzeźby, obrazy, drogocenne meble i przepiękne żyrandole, wszystko to zamawiane w najlepszych europejskich warsztatach. Z przebogatego wyposażenia zachowały się do dzisiaj jedynie żyrandole. Szczególny zachwyt budzi jeden z nich, wykonany z dmuchanego szkła w weneckiej manufakturze na wyspie Murano.
Salonik jedwabny
Wyposażenie Maksymilian sprowadzał z Włoch, Berlina, Paryża. Szczególny zachwyt (również konserwatorów zabytków i koneserów sztuki) budzi pokój jedwabny. Niewielkie pomieszczenie w całości zostało ozdobione jedwabnymi tkaninami, zdobionymi misternym haftem, wykonanym na indywidualne zamówienie w Paryżu. Koszt tego jednego pokoju równał się półrocznym dochodom całego pawłowickiego majątku (!)
Jako człowiek światły, wykształcony, Maksymilian Mielżyński posiadał bogatą bibliotekę, którą z biegiem lat powiększali kolejni sukcesorzy. Przed wybuchem II wojny światowej liczyła ona ponad 10 tysięcy voluminów oprawnych w kunsztowne, zdobione herbami oprawy. Niestety zarówno księgozbiór, jak i meble, obrazy, zastawa stołowa i inne skarby zostały wywiezione do Rzeszy w 1941 r. Nie trzeba dodawać, że zrabowane dzieła nie trafiły do magazynów w komplecie, ale kolejno znikały i zasilały coraz to nowe prywatne kolekcje. Książki z sygnaturą Mielżyńskich były widziane współcześnie wśród księgozbioru w Waszyngtonie…
Nie całkiem stracone
Pocieszający jest fakt, że nie wszystko przepadło bezpowrotnie. Niektóre dzieła sztuki czy meble pojawiają się na współczesnych aukcjach. Kilka lat temu w jednym z domów aukcyjnych wystawiono na sprzedaż obraz z pawłowickiej kolekcji, przedstawiający jeden z rodzinnych portretów. Udało się go odzyskać, wisi w dawnej bibliotece, dzisiaj sali konferencyjnej. Jeśli przyjrzycie się uważnie, to dojrzycie, że parkiet na obrazie i w sali jest identyczny 🙂
Trzeba powiedzieć, że pomimo grabieży, jakich dokonano tu w czasie II wojny światowej, pałac miał sporo szczęścia. Urządzono tu seminarium dla nauczycielek, które nie wyżywały się na pałacowym wyposażeniu. Kiedy wkroczyła Armia Czerwona, pałac ocalał, a resztkami wyposażenia „zaopiekowali się” mieszkańcy. W czasie zwiedzania pałacu w Rogalinie można usłyszeć, że część tamtejszego wyposażenia pochodzi właśnie z Pawłowic. Jak było naprawdę? Tego nie udało mi się ustalić…
Zwiedzając pałac zapewne zobaczycie oryginalne szafy wbudowane w ściany, ozdobne gałki z herbem Nowina, klamki do okien, ogromne kryształowe lustra, wspierające się na XVIII-wiecznych konsolach, przepiękną kołatkę na drzwiach wejściowych. Wiele z tych elementów pochodzi zarówno z czasów ostatniej przebudowy, która miała miejsce za czasów Krzysztofa Mielżyńskiego, ale niektóre pamiętają czasy budowy pałacu.
Hrabia Maks (1844-1916)
Ostatnim wielkim z Mielżyńskich był Maksymilian (prawnuk budowniczego pałacu). Postać to barwna, nietuzinkowa, zachowało się o nim sporo anegdot.
Jedna z nich mówi, jakoby miał się ubierać na co dzień zupełnie nie z pańska. Kto go nie znał, nie potrafił rozpoznać w postaci jadącej wozem z obornikiem, dziedzica ogromnych posiadłości. Tak też się stało, kiedy spotkał pewnego razu policjantów na służbie. Ci, sądząc, że mają przed sobą złodzieja pańskiej własności, aresztowali Mielżyńskiego i odstawili na komendę w Lesznie. Tam, ku uciesze hrabiego, został rozpoznany, a gorliwych policjantów sowicie wynagrodził.
Był dobry dla okolicznych mieszkańców, wielu zdolnym chłopakom opłacił wykształcenie, troszczył się o chorych i starych, a mieszkańcy Pawłowic nie mówili o nim inaczej jak hrabia Maks. O tym, że zażyłość z ludem nie była tylko fanaberią świadczy fakt, że jako jedyny z Mielżyńskich zażyczył sobie, aby pochować go na cmentarzu, jak zwykłego wieśniaka, wśród swojego ludu. I ten grób, otoczony łańcuchami bez trudu znajdziecie na miejscowym cmentarzu.
Krzysztof Mielżyński
Ponieważ Maksymilian umarł bezpotomnie w 1916 r. zgodnie z jego wolą Pawłowice przeszły w ręce bratanka – Krzysztofa, pod jednym wszakże warunkiem. Maksymilian pragnął, aby majątek pozostał w polskich rękach, a Krzysztof najwyraźniej smalił cholewki do zamożnej Niemki. Dlatego w testamencie zastrzegł, że Pawłowice dostanie Krzysztof pod warunkiem, że ożeni się z Polką. W tej sytuacji żoną sukcesora została Maria Krystyna z Tyszkiewiczów. Choć dochowali się dwójki synów, to związek ten nie był specjalnie szczęśliwy. Maria zmagała się z depresją, Krzysztof zginął śmiercią nagłą na dworcu w Berlinie. Wokół jego śmierci powstało wiele spekulacji i niedomówień oraz … długów.
W testamencie zdążył zastrzec, że po jego śmierci opiekę nad synami ma sprawować nie żona, ale szwagier i dyrektor majętności pawłowickich Stefan Doerfer. Nie trudno się domyślić, że doprowadziło to do szeregu nieporozumień w rodzinie.
Zanim jednak doszło do tragedii Krzysztof zdążył przeprowadzić generalny remont w pałacu, założył centralne ogrzewanie (kaloryfery z tego okresu działają do dzisiaj), usunął rzeźby, w tym ogromnego Atlasa dźwigającego kulę ziemską ze szczytu pałacu, wymienił parkiety, klatkę schodową przeniósł do oficyny.
Jego podobiznę jako młodego chłopaka zobaczycie w holu głównym, gdzie po obu stronach wejścia stoją dwie rzeźby postaci z ludu. Chłopak ma rysy Krzysztofa, a dziewczyna – jego siostry. Bystry obserwator dostrzeże podobieństwo dziewczyny do charakterystycznego nagrobka na Wzgórzu św. Wojciecha na Cmentarzu Zasłużonych w Poznaniu, czy Małgośki, która wspiera się o pomnik Słowackiego w Miłosławiu. Wszystkie te podobne do siebie rzeźby wykonał Władysław Marcinkowski.
Jeśli odwiedzicie Pawłowice, udajcie się też na spacer do parku po drugiej stronie pałacu. Spacer w cieniu wiekowych drzew to prawdziwa przyjemność o każdej porze roku. Jednak pod koniec czerwca zapytajcie koniecznie o kwitnący tulipanowiec! Znajdziecie go bez trudu, a widok tych wyjątkowych kwiatów jest bezcenny!
Więcej ciekawych miejsc w Wielkopolsce i pomysłów na wycieczki znajdziesz w oddzielnych artykułach.
Jeśli podoba Ci się to, jak piszę, jeśli zainspirowałam Cię do wyruszenia na wielkopolskie ścieżki, jeśli chciałbyś aby powstało więcej podobnych artykułów, możesz postawić mi kawkę 🙂
Każdy, najmniejszy nawet gest sympatii, komentarz, polubienie na fb czy Instagramie są dla mnie sygnałem, że to co robię ma sens.
0 Komentarze