Owińska. O cysterkach i czerwcu polskim

Owińska klasztor cysterek, czerwiec polski, puszcza zielonka atrakcje

Cysterki w Owińskach i czerwiec polski

Pretekstem do odwiedzenia Owińsk był quest Wokół klasztoru, który opowiada o mieszkających tu ponad 600 lat cysterkach. I choć trasa jest ciekawa i opowiada wiele ciekawostek, to narracja pobudziła naszą ciekawość i oto historia, którą udało nam się wytropić 🙂

Cysterki przybyły w XIII w.

Zazwyczaj wspominając o klasztorze cysterek w Owińskach opowiada się o sprowadzeniu sióstr z Trzebnicy w XIII w., o ich zasługach dla rozwoju regionu, o działalności edukacyjnej, o kasacie za czasów pruskich i o zakładzie dla psychicznie i nerwowo chorych, który założono w opuszczonych klasztornych zabudowaniach. A ja chciałabym Wam opowiedzieć zupełnie inną historię…

Posłuchajcie!

W XV i XVI w. Owińska były dużym ośrodkiem uprawy, a właściwie hodowli czerwca polskiego. Kiedy pierwszy raz usłyszałam tą nazwę, zaraz sięgnęłam do zasobów wujka Google, który natychmiast pokazał zdjęcie, na którym na dłoni leżą piękne malinki. Dopiero po przyjrzeniu się widać, że to nie owoce, a … larwy.

Średniowieczna moda

Średniowiecze to okres, kiedy status społeczny był podkreślany strojem, jego krojem i barwą. Czerwony kolor szat przysługiwał duchowieństwu, władcom, rycerzom, krótko mówiąc – tym, którzy sprawowali władzę. Do barwienia tkanin używano jedynie barwników naturalnych, bo tylko takie były dostępne. A barwnik czerwony występował w przyrodzie rzadko, a ponadto chodziło nie tylko o samą barwę, ale i o jej trwałość. Wyjątkowo piękny kolor tkaniny uzyskiwały po wykorzystaniu barwnika pochodzącego z maleńkich robaczków o pięknej malinowej barwie.

Czerwiec w czerwcu na czerwcu

Robaczki te to larwy pluskwiaka Porphyrophora polonica czyli czerwiec polski.  Latem samica czerwca składa jajeczka do gleby, gdzie wylęgają się larwy. Wiosną wydostają się one na powierzchnię, a następnie osiadają na korzeniach czerwca trwałego, gdzie przeobrażają się w larwy o pięknej karminowej barwie. I to właśnie te larwy były przedmiotem pożądania dla zbieraczy czerwca. Na początku lata, przed Świętym Janem wychodzili na plantacje czerwca chłopi całymi wioskami, aby w pocie czoła zbierać te małe żyjątka. Żmudna i niewdzięczna była to praca, zważywszy, że z korzeni jednej rośliny można było zebrać 10 do 40 larw, a szacuje się, że na uzyskanie kilograma koszenili trzeba było wg różnych szacunków 150 tys. do 240 tys. larw.

Karmazynowe złoto

O skali i zapotrzebowaniu na ten surowiec mówią zapisy z ksiąg podatkowych. W samym tylko Poznaniu w rekordowym 1534 r. sprzedano 30 ton (!) czerwca. Równie dużymi ośrodkami handlu tym produktem był jeszcze Kraków, Gdańsk i Wrocław, skąd barwniki wyruszały do Hiszpanii, Francji, Włoch, a nawet na Bliski Wschód i do Azji. W XV i XVI w. koszenila czyli barwnik uzyskiwany z czerwca był on obok zboża, soli, drewna i bursztynu głównym towarem eksportowym Rzeczpospolitej.

Czy zastanawialiście się w jaki sposób przerabiano larwy na barwnik? Otóż larwy czerwca wrzucano do kotłów z wrzątkiem, gdzie były parzone. Następnie suszono je na słońcu i mielono na proszek. I to właśnie ten proszek pod nazwą koszenila trafiał na europejskie rynki.

Koniec złotego interesu

Handel czerwcem umarł śmiercią naturalną i gwałtowną w pierwszej połowie XVI w. Przyczyniły się do tego odkrycia geograficzne, a konkretnie odkrycie znacznie tańszego i łatwiejszego do pozyskania pluskwiaka żerującego na opuncjach w Meksyku. Barwnik uzyskiwany w ten sposób okazał się jeszcze intensywniejszy i bardziej trwały.

Uprawę czerwca trwałego dość szybko zamieniono na uprawę zbóż i czerwiec popadł w zapomnienie. Ale nie do końca, bo nazwa przeniknęła do języka polskiego i zadomowiła się w nim na dobre.

A to ciekawe!

Od czerwca polskiego pochodzi nazwa miesiąca czerwiec i nazwa koloru – czerwony (wcześniej barwę czerwoną określano terminem krasny. To od uprawy czerwca dla czerwca pochodzi nazwa Rusi Czerwonej i rodzimego Czerwonaka. Stąd też wzięła się nazwa czerw jako larwa.

Drugie życie czerwca

I choć wydawało się, że wykorzystanie czerwca jako barwnika odeszło w zapomnienie, to okazuje się, że dzisiaj zaczyna on przeżywać swój renesans. Współcześnie coraz częściej odchodzi się od wykorzystania sztucznych barwników w przemyśle kosmetycznym, farmaceutycznym czy spożywczym, na rzecz barwników naturalnych. I dobrze nam znany czerwiec polski zaczyna być coraz częściej wykorzystywany jako surowiec do barwienia do szminek, szamponów koloryzujących czy cieni i róży.
Lubicie galaretki, polewy, jogurty, słodycze np. o smaku truskawkowym? Mają one piękny czerwony kolor, który w składzie produktu bywa ukryty pod niewiele mówiącym symbolem E120. To nic innego jak koszenila, czyli barwnik uzyskany znaną już metodą z czerwca polskiego. Ze wszech miar naturalny 😉

Więcej historii o cystersach znajdziecie we wpisie o okolicach Wągrowca.

Drogi Czytelniku, 

Jeśli podoba Ci się to, jak piszę, jeśli zainspirowałam Cię do wyruszenia na wielkopolskie ścieżki, jeśli chciałbyś aby powstało więcej podobnych artykułów, możesz postawić mi kawkę 🙂
Każdy, najmniejszy nawet gest sympatii, komentarz, polubienie na fb czy Instagramie są dla mnie sygnałem, że to co robię ma sens.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

2 Komentarze
  • micza

    Odpowiedz

    Hej, nie chcę być uszczypliwy, ale snując teorie o przejściu nazwy robaka do nazw geograficznych autorka udaje się aż na Ruś Czerwoną, a nic nie wspomina o rodzimym, właściwym dla tematu artykułu – Czerwonaku…przecież etymologia oczywista ! Pozdrawiam z Wilna !

    • Aleksandra Warczyńska

      Jakże słuszne spostrzeżenie 🙂 Uzupełniłam o Czerwonak 🙂

Skomentuj artykuł