Nowy Tomyśl i okolice. Atrakcje nie tylko na weekend.
Wizytę w Nowym Tomyślu rozpoczynamy od punktu Informacji Turystycznej, gdzie na turystów czekają, a jakże, wiklinowe fotele 🙂 Rozsiadamy się więc wygodnie i słuchamy o atrakcjach miasta i okolicy. Wśród materiałów promocyjnych znajdujemy ulotki z naszej ulubionej serii gier terenowych Wielkopolskie Questy. Pierwsza trasa opowiada o historii XIX -wiecznego miasta, a druga… O właśnie ! Druga opowiada o Wikli Nowym Tomyślu. I już wiemy, w którą trasę wyruszymy 🙂 (ulotkę z tekstem gry otrzymacie w punkcie Informacji Turystycznej lub samodzielnie wydrukujecie ze strony www.regionwielkopolska.pl)
Kosz wiklinowy największy na świecie
Start na rynku, przy koszu gigancie, wpisanym do Księgi Rekordów Guinessa, jako największy wiklinowy kosz na świecie. Faktycznie robi wrażenie. Do jego wykonania użyto 12 ton wikliny, którą wyplatało 50 plecionkarzy. Jest to już drugi kosz w tym miejscu, stoi tu od 2016 r. i bardzo wrósł w miejski krajobraz. Spod kosza wędrujemy ulicami i zakamarkami miasta poznając jego wiklinowe oblicze. Niekłamany zachwyt wzbudzają drzewka z pniem, z ażurowo zaplecionych gałązek wikliny, który wieńczy rozłożysta, soczyście zielona korona. No i stojące – jakże by inaczej – w wiklinowej donicy. Mijamy ich na trasie kilkadziesiąt, wszystkie jednakowo śliczne 🙂 Do tego wiklinowe elementy dekoracyjne w przestrzeni miasta utwierdzają w przekonaniu, że Nowy Tomyśl, to prawdziwie wiklinowe miasto.
Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa w Nowym Tomyślu
Wraz z questem docieramy do Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa – jedynego takiego muzeum w Polsce, które jest oddziałem Muzeum Narodowego Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie.
Szczegóły zwiedzania oraz ofertę edukacyjną znajdziecie na stronie internetowej Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa
Ekspozycja jest tu podzielona na trzy części.
Salicarium
Salicarium znajduje się na dworze i dotyczy uprawy, zbiorów i obróbki wikliny – to miejsce, gdzie można zobaczyć 75 odmian krzaczastej wierzby z czego 61 to wiklina. Bo przecież wiklina to nic innego jak użytkowy gatunek wierzby.
Tutaj dowiadujemy się, że wiklinowe żniwa rozpoczynają się późną jesienią, po pierwszych przymrozkach. Dawniej wiklinowe gałązki ścinano specjalnym, zakrzywionym nożykiem, a dzisiaj na pola uprawne wjeżdżają specjalne kombajny.
Obróbka wikliny
Potem wiklina jest składowana w suchym i przewiewnym miejscu i czeka na dalszą obróbkę. Dla porządku musi być posortowana, czyli podzielona w snopki różnej długości. Bo innej długości witka potrzebna jest do wykonania koszyka, a inna do fotela. Aby nabrała elastyczności przed wyplataniem należy ją sparzyć w specjalnych wannach, gdzie woda ma 70-80 stopni. Tak w ogóle to moczenie i parzenie wikliny ma decydujący wpływ na jej późniejsze właściwości. W zależności od długości moczenia i temperatury parzenia uzyskuje się różnorodny efekt końcowy. Kiedy nadchodzi wiosna te gałązki, które mają zostać okorowane parzy się, aby zmiękły i w ciepły majowy dzień są odzierane z kory i suszone na słońcu. Dzięki temu zabiegowi uzyskują piękną jasną barwę. Dawniej korowaniem zajmowały się całe rodziny łącznie z dziećmi. Nie było to specjalnie trudne zajęcie, ale ze względu na ilość surowca, potrzeba było wiele rąk do pracy. Najczęściej korowanie całego zapasu wikliny musiało odbyć się jednego dnia, aby cała okorowana wiklina mogła od razu wyschnąć na słońcu.
Czy zastanawialiście się, dlaczego proste kosze do zbioru ziemniaków są wyplecione z ciemnej, naturalnej wikliny, a eleganckie meble z jasnej, prawie białej? To proste! Biała wiklina jest najdroższa, aby uzyskać swój piękny kolor musiała być moczona przez całą zimę 🙂
Na poszczególnych stanowiskach ekspozycji plenerowej widać w jak wielu dziedzinach jest stosowana wiklina. Okazuje się, że kosze czy meble, to tylko czubek góry lodowej z mnóstwa jej zastosowań.
Do czego można wykorzystać wiklinę?
- Wiklina jest stosowana do zagospodarowania nieczynnych składowisk odpadów i terenów zdegradowanych. Pełni tutaj funkcję filtra biologicznego, przyczyniając się detoksykacji gruntu
- Wiklina służy do stabilizacji ruchomych piasków, wydm, klifów, skarp i zboczy
- Wiklina jest materiałem stosowanym do budowy ekranów dźwięko- i wiatrochronnych
- Wiklina i plecionkarstwo są wykorzystywane do terapii zajęciowej
Olęderska chata
Uzbrojeni w podstawową wiedzę idziemy oglądać kolejne wystawy na ekspozycji. W budynku dawnej chaty olęderskiej poznajemy historię uprawy wikliny i plecionkarstwa. Tam też, po raz pierwszy słyszymy opowieść o niezwykłym fortelu, przy pomocy którego sprowadzono w okolice Nowego Tomyśla wiklinę z Ameryki.
Ernst Hoedt z pobliskiego Trzciela wyjechał do rodziny do Ameryki. Z ciekawością chłonął wszelkie nowinki z obcego kraju. Jako dobry plecionkarz od razu zauważył, że wiklina, z której wyplata się amerykańskie koszyki, jest dużo łatwiejsza w obróbce, bardziej elastyczna i wytrzymała. Wiedział, że nie będzie mógł wnieść na pokład okrętu wiklinowych witek, bo obowiązywał absolutny zakaz ich wywozu do Niemiec w obawie, przed europejską konkurencją. Wpadł więc na sprytny plan i z kilku gatunków świeżo ściętej wikliny wyplótł koszyki, do których zapakował swoje rzeczy. W kabinie okrętu rozplótł je i zanurzył w wodzie. W ten sposób bez przeszkód przetrwały podróż, a zasadzone w wilgotną nadobrzańską ziemię, doskonale się przyjęły. Warunki uprawy były tak dobre, że nowa odmiana zdominowała lokalny rynek i przyjęła się tutaj pod nazwą amerykanka.
Później, po latach po sadzonki tej konkretnej odmiany przyjeżdżali do Nowego Tomyśla plecionkarze z całej Polski, toteż nie dziwi, że dzisiaj z naszej amerykanki wyplata się kosze min. na Podkarpaciu.
Więcej o historii wikliny amerykanki znajdziecie w oddzielnym artykule.
Historia ta jest na tyle niezwykła, że będziemy ją słyszeli jeszcze wiele razy w czasie naszej wiklinowej wędrówki.
Konkursy Plecionkarskie – ekspozycja
Na piętrze, a właściwie na strychu chaty (który poprawnie nazywa się trempel) zgromadzono wiklinowe cuda wykonane przez plecionkarzy w czasie Ogólnopolskich Konkursów Plecionkarskich i Światowego Festiwalu Wikliny i Plecionkarstwa, organizowanych w minionych latach w Nowym Tomyślu. W większości są to przedmioty użytkowe, ale wykonane z niezwykłą maestrią. To po prostu jest Sztuka.
Oglądamy też na pozór zwykłe kosze wiklinowe, w rozmaitych kształtach i kolorach, zarówno takie tradycyjne zakupowe, na rower, do drewna przy kominku, do ziemniaków na polu, do święconki, czy wreszcie ogromne kosze do … ślimaków 🙂
Są też meble z wikliny – krzesła i fotele, stoły i sofy, taborety i regały, kołyski dla dzieci i bujane fotele. I tutaj znów robimy wielkie oczy na rozmaitość form i kształtów. A to jeszcze nie jest ostatnie słowo nowotomyskiego muzeum 😉
Na ekspozycji zwraca uwagę warsztat plecionkarza ze stołem o krzywym blacie ze specjalnymi otworkami, narzędzia, formy do mebli. Jeszcze nie wiemy, że takie same warsztaty zobaczymy w działających współcześnie warsztatach plecionkarskich.
Na zakończenie spacerujemy po wystawie plenerowej, gdzie hitem jest… wiklinowy trabant (podobno jeszcze kilka lat temu jeździł (!), a w drugiej części ekspozycji mamy wiklinowe … ZOO. Nie mamy najmniejszych trudności z rozpoznaniem dzika, jelenia, czy żubra.
W czasie zwiedzania rodzą się dziesiątki pytań. O asortyment, o indywidualne zamówienia, gdzie można zamówić te wszystkie cuda? Bo to, co jest dostępne np. na targu w Poznaniu czy w markecie to ledwie namiastka tych produktów, które zobaczyliśmy w muzeum.
Gdzie kupić wiklinowe kosze i meble w Nowym Tomyślu?
Odpowiedzi na te pytania szukamy u fachowców. Jedziemy do prawdziwego wiklinowego zagłębia, czyli do
Hurtowni wyrobów wiklinowych Korbtex.
Przyznaję, że nie łatwo tam trafić. Bez nawigacji chyba by się to nie udało 😉 Ale kiedy już jesteśmy na miejscu wszędzie dookoła jest wiklina. Zarówno ta zgromadzona jako surowiec do wytwarzania mat, jak i wiklina w gotowych wyrobach. Stosy koszy w różnych rozmiarach i kolorach, wózki dla lalek, osłonki na doniczki, drobna galanteria, meble. No po prostu wszystko, czego dusza zapragnie. Jeśli chcielibyście tu przyjechać w weekend, to zadzwońcie wcześniej do pani Ani Sobery, która z pewnością uchyli przed Wami wrota wiklinowego zagłębia. Kontakt znajdziecie na stronie internetowej hurtowni Korbtex.
Ale to nie koniec naszej wędrówki. Chcemy zobaczyć na żywo jak proste wiklinowe witki zamieniają się w palcach plecionkarzy w te wszystkie kosze, fotele i ozdoby. Rozmawiamy z mistrzami plecionkarstwa, dla których praca jest rodzinną tradycją, ich życiem i dziedzictwem w którym wyrośli.
Warsztaty plecionkarskie
W muzeum widzieliśmy stanowisko pracy plecionkarza. Był stół z przekrzywionym blatem, formy do wyplatania foteli i narzędzia. I dokładnie takie same narzędzia, taki sam stół i formy widzimy w odwiedzanych warsztatach. I choć zbiór wikliny udało się zautomatyzować, to rąk plecionkarza nie jest w stanie zastąpić żadna maszyna. To oni spracowanym palcami nadają kształt wilgotnym witkom, które zamieniają się w kosze, meble i ozdoby.
Dzisiaj w okolicach Nowego Tomyśla pozostało już niewielu plecionkarzy. Starzy fachowcy odchodzą, a nowych nie ma. Ale ci, którzy pozostali to prawdziwi mistrzowie.
Ireneusz Witczak
to jeden z najstarszych nowotomyskich mistrzów. Z żalem w głosie wspomina czasy, kiedy w dużym warsztacie zatrudniał kilku pracowników. Ale i dzisiaj, choć już bez pomocników, ciągle jeszcze wykonuje wiklinowe dzieła. Po przekroczeniu progu warsztatu po pierwsze widzimy kosze. W różnych fasonach, wielkościach i wzorach. Ale to tylko pozory, że kosze zdominowały produkcję. Nie zobaczymy tu modeli, które powstają na specjalne, indywidualne zamówienia, a takich jest sporo. I to zarówno meble jak i różnego rodzaju dekoracje.
Mistrzów takich jak pan Ireneusz jest już niewielu, a chętnych do nauki zawodu plecionkarza nie ma zbyt dużo. Można co prawda nauczyć się tego fachu chociażby w Szkole Branżowej w pobliskim Chraplewie, ale co z tego, jak młodym po ukończeniu szkoły bardziej opłaca się praca np. w budowlance… Na szczęście dla pasjonatów, dla których plecionkarstwo jest odskocznią od codziennego kieratu, jest możliwość wyuczenia się tej sztuki pod okiem fachowca na indywidualnych zajęciach.
Są tacy twórcy jak Rafał Górczyński, Krzysztof Pierzyński czy Katarzyna Wachowiak, którzy nie tylko są czynnymi plecionkarzami ale też prowadzą warsztaty i szkolenia.
Rafał Górczyński
uczy tajników plecionkarstwa, ale przede wszystkim wyplata meble. Takie jak widzimy na zdjęciach pradziadków, ale i nowoczesne formy z zagranicznych katalogów. Jego meble rozjeżdżają się po całej Polsce i Europie. Plecionkarstwa nauczył się w domu, od swojego taty. Od dziecka wiklina była obecna w jego życiu i to dziedzictwo i pasję przełożył na codzienny warsztat pracy. Śmieje się, że jest specjalistą od spełniania marzeń. Jeśli zamarzy Ci się fotel albo sofa w niecodziennym kształcie, to już wiesz gdzie się udać 😉 Lubi też eksperymentować. Nauczył się podobnej, ale jednak innej techniki wyplatania z rogożyny. To nic innego jak pałka wodna, porastająca brzegi jezior i bagien. Z tego materiału korzystali przede wszystkim plecionkarze na Lubelszczyźnie, gdzie powstawały nie tylko kosze, ale i łapcie dla biednych chłopów. Z zaskoczeniem stwierdzamy, że koszyki z rogożyny są przyjemne w dotyku i mięciutkie.
Zachwyciły nas żubry i dziki w muzeum i nie spodziewaliśmy się, że uda nam się poznać ich autora. Krzysztof Perzyński to prawdziwy artysta. W pracowni przywitała nas prawie ukończona …. żyrafa, która niebawem pojedzie do Szczecina, a na podwórku spakowane, uszykowane do długiej podróży wiklinowe cebulki i … rakieta, którą dzieci na krakowskim placu zabaw będą mogły odbyć podróż aż na księżyc. Pytamy, skąd bierze formy na tak niezwykłe zlecenia. Wystarczy zdjęcie – odpowiada – reszta jest w głowie 🙂
Oglądamy też kanadyjskie kosze, które wyglądają zupełnie inaczej niż nasze. Różnią się materiałem, z którego zostały wyplecione oraz kształtem. W Kanadzie kosze wyplata się z cieniutkich pasm drewna, przypominających nieco nasz fornir. Też są ładne 🙂
Przekonujemy się, że wiklina, która jeszcze kilka dni temu kojarzyła nam się prawie wyłącznie z koszykami na zakupy i dziadkowymi meblami, w pełni wróciła do łask i trafiła na salony. No bo jak inaczej nazwać wiklinowe ozdoby w restauracjach i galeriach, w parkach i ogrodach zoologicznych czy na międzynarodowych targach?
Katarzyna Wachowiak
Na koniec trafiamy do jeszcze jednego warsztatu plecionkarskiego, którego sercem jest pani Kasia. Przemiła brunetka, z ujmującym uśmiechem, tryskająca energią i wulkanem pomysłów. Po prostu zaraża optymizmem. Oglądamy tutaj przepiękny ażurowy, żywy płot i palmy ze splecionym pniem, którym zachwyciłam się na Wiklinowym Deptaku.
Pani Kasia pokazuje stary, zabytkowy, drewniany dom i opowiada o tym co jest i o tym, co będzie. A będą się tu odbywały warsztaty i spotkania integracyjne i będą miejsca noclegowe dla kursantów.
Andrzej Nosko
Czas wracać do domu. Ale zanim stąd wyjedziemy zatrzymujemy się jeszcze u pana Andrzeja Nosko – plantatora wikliny. W innych okolicznościach przejeżdżając koło plantacji, nie zwróciłabym na nią uwagi. Teraz wiem, że te rosnące gęsto witeczki, to miejscowe złoto 🙂 I nikogo tu nie dziwi, że jeszcze w listopadzie można je zobaczyć na polu. Bo tak, jak dowiedzieliśmy się w muzeum, wiklinę zbiera się z pola późną jesienią, najlepiej po pierwszych przymrozkach. Dzisiaj tą pracę wykonuje kombajn, kiedyś ścinano ją specjalnie do tego celu zakrzywionym nożem. Z jednej sadzonki można zbierać plony nawet i trzydzieści lat! A jaka ziemia jest najlepsza pod wiklinę? – pytamy. Taka jak pod ziemniaki, ważne, żeby było wilgotno, bo wiklina nie lubi suszy. Tutaj w dolinie Obry są więc warunki wyśmienite.
Już wiem, że w przyszłym roku chciałabym przyjechać w okolice Nowego Tomyśla wcale nie na grzyby (choć z grzybów tutejsze lasy słyną), ale na naukę plecionkarstwa. W końcu robótki ręczne zawsze mnie pociągały 🙂
Wracając do domu baczniej rozglądamy się po okolicy wypatrując… tak właśnie, plantacji wikliny. I faktycznie rosną tu wiklinowe zarośla. Z opadającymi powoli listkami czekają na wiklinowe żniwa.
Jeśli chcielibyście trafić do wspomnianych tu mistrzów, tutaj znajdziecie adresy i telefony do zakładów plecionkarskich w Nowym Tomyślu
Co warto zobaczyć w okolicy Nowego Tomyśla?
Skoro wybraliście się do Nowego Tomyśla i obkupiliście w wiklinę, to zostańcie w tej okolicy, bo jest tu kilka perełek, które warto zobaczyć.
Wąsowo
Dosłownie na wyciągnięcie ręki mamy jeden z najbardziej rozpoznawalnych zamków w Wielkopolsce – zamek w Wąsowie. Choć nie jest specjalnie stary bo z II poł. XIX w. , to jest bardzo malowniczy. Było o nim głośno w 2011 r. za sprawą groźnego pożaru, który strawił dużą część budowli. Przez skomplikowaną, rozczłonkowaną bryłę i liczne wieżyczki trochę przypomina zameczki u naszych zachodnich sąsiadów. Trudno się temu dziwić, bo dla Niemców został wybudowany. Położony w rozległym parku krajobrazowym jest często wykorzystywany na uroczystości rodzinne i weekendowe wypady. O tym, jak duży był to majątek i jakim gospodarzem był Richard von Hardt dowiecie się, gdy odwiedzicie leżący po sąsiedzku Folwark Wąsowo, który można zwiedzić korzystając z bezpłatnej gry terenowej z serii Wielkopolskie Questy Z Richardem von Hardtem po Folwarku Wąsowo.
Znajdziecie tutaj dobrą, ekologiczną kuchnię, miejsce noclegowe i chwilę świętego spokoju 🙂
W Wąsowie zwróćcie koniecznie uwagę na stojący nieco na uboczu pałacyk Sczanieckich, gdzie dorastała Emilia Sczaniecka i gdzie zaczyna się kolejna gra terenowa na rower lub samochód, która jak po sznurku poprowadzi po miejscach związanych z tą właśnie niezwykłą Wielkopolanką. W oddzielnym poście znajdziecie opis takiej wyprawy oraz historię Emilii Sczanieckiej.
Brody
Dla miłośników drewnianych kościółków w okolicach Nowego Tomyśla znajdą się dwie perełki. Jedna to XVII wieczny kościół pw. św. Andrzeja w Brodach. W nim właśnie została ochrzczona Emilia Sczaniecka (również i to miejsce jest na trasie questa o Emilce).
Łomnica
Drugi kościółek to XVIII-wieczna świątynia pw. św. Wawrzyńca w Łomnicy, wybudowany na planie krzyża. W niedalekiej Hucie Szklanej urodził się założyciel słynnego Cyrku Sarrasani, który swoją karierę rozpoczynał od tresury … świń z domowego chlewika 🙂
Zbąszyń
Będąc w Łomnicy, warto podjechać jeszcze kawałek dalej do Zbąszynia, który jest przemiłym, niedużym miasteczkiem, które w sezonie letnim zapewnia doskonały wypoczynek nad wodą. Niech nie zdziwi Was stojący na rynku pomnik ludowego grajka grającego na… no właśnie, na czym? Ten instrument to kozioł, podstawa wielkopolskiej kapeli. Tutaj, w okolicach Zbąszynia zachowała się do dzisiaj tradycja gry na tym instrumencie, tutaj działają warsztaty, gdzie buduje się kozły, tutaj wreszcie znajduje się jedyna w Polsce Filharmonia Folkloru Polskiego i jedyna w Polsce szkoła muzyczna, gdzie uczy się dzieci gry na instrumentach ludowych. Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda prawdziwy kozioł, zajrzyjcie koniecznie do Muzeum Regionalnego .
W Zbąszyniu znajdziecie też jedyny w Polsce pomnik papieża Jana Pawła II w … kajaku. Niedaleko jeziora znajduje się pozostałość po dawnej twierdzy – wieża bramna, gdzie dzisiaj mieści się nieduże muzeum, a spod wieży już kilka kroków nad jezioro. No i na koniec ciekawostka 😉
Jeśli traficie tutaj w środku tygodnia, albo w sobotę do południa, to zajrzyjcie koniecznie do … sklepu wędliniarskiego 🙂 Nie, nie zachęcam Was do zakupu miejscowych wędlin, choć na prawdę są smaczne. Sklep, który zobaczycie, na pewno zrobi na Was wrażenie. Wewnątrz zachował się oryginalny wystrój sklepu rzeźnickiego z początku XX w. Znajdziecie go przy ul. Senatorskiej 21
A jeśli nie macie ochoty na zwiedzanie, a zaopatrzyliście się w nowe kosze, to wędrujcie do lasu. Bo tu w okolicach Nowego Tomyśla są najlepsze lasy grzybowe w Wielkopolsce. W końcu trzeba czymś wypełnić nowe koszyki 🙂
Artykuł ten powstał dzięki współpracy z Urzędem Miasta w Nowym Tomyślu. Wszelkie opinie i wrażenia są obiektywne i niezależne.
0 Komentarze