Mówisz Swarzędz – myślisz meble
Niewiele jest chyba w Polsce osób, które nie kojarzyłby marki Swarzędzkie Meble. W czasach słusznie minionych meble ze Swarzędza były synonimem zamożności i dobrobytu. Wielozakładowa fabryka zatrudniająca kilka tys. osób, z ogromnym zapleczem socjalnym jako jedno z wzorcowych przedsiębiorstw w kraju, w 1990 r. została sprywatyzowana, a kilka lat później ogłoszono jej upadłość. Dzisiaj w Swarzędzu na dawnych terenach fabrycznych powstały nowe budynki, w innych straszą góry gruzu.
Historia fabryki zaczęła się jednak dużo, dużo wcześniej…
Antoni Tabaka
O jej założycielu wiemy niewiele, polegając głównie na pamięci ostatnich żyjących świadków tamtych czasów i nielicznych zachowanych dokumentach. Antoni Tabaka urodził się w 1881 r. w Kaczanowie niedaleko Wrześni. Po podziale majątku między rodzeństwo po śmierci rodziców, dla najmłodszego Antoniego zabrakło miejsca. Wyruszył więc świat w poszukiwaniu zawodu. Trafił niedaleko, do Swarzędza, gdzie roiło się od warsztatów stolarskich i osiadł tu na stałe. Ożenił się z córką mistrza, u którego terminował – pana Knade i chyba musiał nieźle rokować skoro majster wydał córkę za mąż za praktykanta.
Strzał w stopę
W 1905 r. z pomocą teścia założył własny warsztat stolarski i powoli zaczął budować swoją pozycję w świecie swarzędzkich stolarzy. Sielanka nie trwała jednak zbyt długo. W 1914 r. wybuchła I wojna światowa i Antoni jako pruski poddany został powołany do wojska, z którym dotarł aż na front zachodni. Wojna zdecydowanie nie była jego żywiołem. Jako przedsiębiorczy młody człowiek nie chciał zdawać się na wątpliwą pomyślność ślepego losu w wojennych okopach. Wziął zatem sprawy we własne ręce i przy nadarzającej się okazji, może w trakcie bitwy (?) postrzelił się w stopę (!). Cel osiągnął i jako inwalida wojenny, niezdolny do służby wojskowej wrócił do rodziny i do Swarzędza. Do końca życia kulał i nosił protezę, ale za to był w domu.
Nieszczęścia chodzą parami
Do pewnego momentu życie rodzinne toczyło się niemal sielankowo. Doczekał się dwóch córek i trzech synów. Ale tu niestety sielanka się kończy, bowiem synowie padli ofiarą nieszczęśliwych wypadków. Najstarszy z chłopców w drodze do szkoły w Poznaniu wpadł pod pociąg i zginął na miejscu, a dwaj kolejni synowie utopili się w Jeziorze Swarzędzkim. Chłopcy nie wiedzieli, że przepływająca przez jezioro Cybina powoduje, że nawet przy silnych mrozach tafla lodu nie jest całkiem bezpieczna. W czasie jazdy na łyżwach trafili na jedno z takich zdradliwych miejsc, gdzie lód się załamał i obaj pogrążyli się z lodowatej toni.
Pierwsza taka fabryka w kraju
Te nieszczęścia nie załamały jednak Antoniego. Doskonale realizował się w pracy. W 1924 r. podjął decyzję o całkowitej zmianie profilu warsztatu. Do tej pory tradycyjne warsztaty stolarskie produkowały meble – jakie kto zamówił, czyli wszyscy robili wszystko. Antoni wprowadził rewolucyjną zmianę, przekształcając warsztat w fabrykę produkującą wyłącznie stoły i krzesła. Mało tego – zmechanizował produkcję, w taki sposób, że jego fabryka była pierwszym zakładem stolarskim w Polsce, gdzie produkcja odbywała się automatycznie i taśmowo. Decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę! Wkrótce jego zakład zatrudniał już 180 osób, a w przededniu II wojny światowej było aż 270 pracowników. Stoły i krzesła ze Swarzędza zyskiwały na popularności znajdując nabywców w Turcji, Holandii, Niemczech i Danii.
Biznes zostanie w rodzinie
Nie mając już synów, którzy mogliby kontynuować jego dzieło, jako następcę wyznaczył swojego zięcia – Franciszka Zawidzkiego. Wspólnie zakupili grunty położone między drogą krajową a linią kolejową do Warszawy. Tam powstał tartak, wyposażony w maszyny parowe, dostarczający do zakładów stolarskich doskonałej jakości wysezonowanej tarcicy.
A to ciekawe!
Franciszek Zawidzki wystarał się o kontrakt wojskowy, dzięki któremu deski ze swarzędzkiego tartaku były używane do budowy obiektów wojskowych na Westerplatte i na Oksywiu.
Antoni Tabaka wrósł w środowisko swarzędzkie. Jeszcze w okresie międzywojennym zaprzyjaźnił się z wielkim społecznikiem i patriotą ks. Mroczkowskim. Zaangażował się w reaktywację Cechu Stolarzy Swarzędzkich, przeciwdziałał przejmowaniu polskich warsztatów przez Niemców. Brał też udział w organizacji Swarzędzkich Targów Meblowych w 1934 r., które zakończyły się wielkim sukcesem. Zaistniała wtedy potrzeba budowy nowej, dużej hali, w której planowano organizację kolejnych targów. Powstał wtedy budynek, który do dzisiaj spełnia swoją funkcję, jako Pawilon Meblowy – chyba najbardziej identyfikowalny budynek w mieście. Wewnątrz zachowała się oryginalna więźba dachowa, która w ostatnich latach została niestety zakryta płytami kartonowo-gipsowymi.
Wystarczyło 10 minut i już nic nie było takie samo
Przez kilka kadencji zasiadał w radzie miejskiej, należał do swarzędzkiego Bractwa Kurkowego i zapewne do kilku innych społecznych organizacji. Nie wiemy tego na pewno, bo znana nam historia urywa się we wrześniu 1939 r. Po wkroczeniu Niemców na polskie ziemie doskonale prosperująca fabryka położona przy głównych arteriach komunikacyjnych, z własną bocznicą kolejową stała się dla okupanta łakomym kąskiem. W pierwszych dniach wojny do domu przy ul. Wrzesińskiej wtargnęli Niemcy, a Tabakowie dostali 10 minut na opuszczenie swojego domu, do którego już nigdy nie wrócili. Zostali wysiedleni do Generalnej Guberni i do 1944 r. mieszkali w Warszawie. Po Powstaniu Warszawskim oboje małżonkowie trafili do obozów – Maria do Ravensbruck, a Antoni do Mautchausen. Nie doczekali wyzwolenia. Maria zmarła na tyfus, a Antoni już po wyzwoleniu obozu zmarł z … przejedzenia. Już po wyzwoleniu obozu wspólnie z kilkoma więźniami włamał się do magazynu żywności, gdzie pierwszy raz od dawna najadł się do syta. Niestety był to ostatni posiłek w jego życiu, bo wycieńczony organizm nie poradził sobie z tak nagłą zmianą jadłospisu. Na zawsze pozostali w obcej ziemi. Potomkowie do Swarzędza już nie wrócili.
Nacjonalizacja
Po wojnie zakłady znacjonalizowano. Rozrosły się do niebywałych rozmiarów, posiadając oddziały w Poznaniu, Mosinie, Rawiczu, Kościanie i Bojanowie. Zakładowa komunikacja kursowała między oddziałami. Zakład posiadał własną szkołę zawodową, przychodnię lekarską, przedszkole i żłobek. W Swarzędzu powstały bloki mieszkalne i ogródki działkowe dla pracowników. Nad morzem i w górach wybudowano ośrodki wypoczynkowe. Wzorcowa fabryka była wyposażona w najnowocześniejsze urządzenia i maszyny sprowadzane z Zachodu, a meble ze Swarzędza stały się nieomal dobrem luksusowym pożądanym przez Polaków. Stąd również wyjeżdżały meble na wyposażenie polskich ambasad i gabinetów prominentów. Duża część produkcji przysparzała niemałej ilości dewiz jako towar eksportowy. W 1990 r. po przemianach ustrojowych wytypowano 7 wzorcowych firm, które sprywatyzowano i przekształcono w spółki akcyjne. Wtedy też Swarzędzkie Fabryki Mebli trafiły na Warszawską Giełdę Papierów Wartościowych. Niestety sposób zarządzania w nowej rzeczywistości gospodarczej nie sprawdził się i w 2009 r. ogłoszono jej upadłość.
Napad stulecia
Jednak zanim to nastąpiło jeszcze raz zrobiło się głośno o Swarzędzkich Meblach. W 1993 r. doszło tu do napadu stulecia. Precyzyjnie przygotowany napad, w wyniku którego przejęto 5 mld 200 tys. złotych (dziś 520 mln), przeznaczonych na pensje dla pracowników zakładu. Najpierw w maju przeprowadzono próbny napad na kasjerkę, w czasie którego nie skradziono nawet złotówki. Uświadomiło to jednak władzom firmy, że bezpieczniej będzie zatrudnić firmę ochroniarską. W sierpniu w przeddzień napadu złodzieje zadzwonili do ochrony, podając się za SFM, z informacją, że transport pieniędzy odbędzie się dzień później. Nikt nie zweryfikował tej wiadomości. W nocy przecięto główne łącze telefoniczne, odcinając od świata Swarzędz, Kostrzyn i okoliczne miejscowości. Następnego dnia rano pod firmę podjechała furgonetka oznaczona logo firmy ochroniarskiej, z umundurowanymi złodziejami. Podjęto pieniądze z banku, a w drodze powrotnej kasjerka i osoba towarzysząca zostali obezwładnieni i porzuceni w lesie w okolicy Wierzonki. Samochód spalono, a pieniądze zniknęły. Ujęcie sprawców zajęło policji niespełna miesiąc. Otrzymali wyroki 7 i 8 lat więzienia oraz kary grzywny. Była to ostatnia gotówkowa wypłata dla pracowników. Następne zostały przelane na nowo założone konta bankowe.
Pozostała legenda…
Dzisiaj po Swarzędzkich Fabrykach Mebli niewiele pozostało. Grunty w procesie likwidacji zostały sprzedane, budynki rozebrano, w wielu miejscach straszą gruzy zarośnięte chaszczami.
Dopiero niedawno wróciła pamięć o założycielu legendarnej fabryki. Na budynku, gdzie mieszkał umieszczono tablicę pamiątkową, przez tereny dawnego tartaku wytyczono nową ulicę, która dostała imię Antoniego Tabaki, a w Swarzędzkim Centrum Historii i Sztuki fragment ekspozycji jest poświęcony jego pamięci.
Choć fabryki nie ma, legenda pozostała.
Jeśli lubicie gry terenowe, to możecie się przespacerować po mieście z questem „O swarzędzkich meblach”, do którego ulotkę można pobrać ze strony https://regionwielkopolska.pl/.
Jeśli poszukujecie innych pomysłów na wycieczki w ciekawe miejsca w Wielkopolsce albo interesują Was wielkopolskie atrakcje, poszukajcie inspiracji w oddzielnych artykułach.
Drogi Czytelniku,
Jeśli podoba Ci się to, jak piszę, jeśli zainspirowałam Cię do wyruszenia na wielkopolskie ścieżki, jeśli chciałbyś aby powstało więcej podobnych artykułów, możesz postawić mi kawkę 🙂
Każdy, najmniejszy nawet gest sympatii, komentarz, polubienie na fb czy Instagramie są dla mnie sygnałem, że to co robię ma sens.
O historii i legendzie Swarzędzkich Fabryk Mebli oraz o ich twórcy możecie posłuchać również tutaj:
0 Komentarze