Karol Marcinkowski i poznański porządek
Do dzisiaj popularne jest stwierdzenie poznański lub wielkopolski porządek, i to cieszy nas Wielkopolan. Gorzej, gdy zaczyna się mówić o pruskim czy niemieckim porządku w odniesieniu do Poznania czy Wielkopolski. Skąd się to wzięło i dlaczego nie ma nic wspólnego z pruskim porządkiem? Aby to wyjaśnić musimy się cofnąć w czasie o blisko dwieście lat.
Posłuchajcie…
Święty Wojciech w Poznaniu
W 1800 r. na Wzgórzu Świętego Wojciecha w rodzinie prostych mieszczan przyszedł na świat Jan Chrzciciel Karol Marcinkowski, który przeszedł do historii jako twórca idei pracy organicznej i jedna z najwybitniejszych postaci w XIX-wiecznej Wielkopolsce.
W kościele pw. św. Wojciecha w Poznaniu ochrzczono Jana Chrzciciela Karola Marcinkowskiego
Rodzice Karola byli prostymi ludźmi, ojciec imał się różnych zajęć ze zmiennym powodzeniem, matka prowadziła na przedmieściach Poznania karczmę. Rozumieli jednak, że jedynie wykształcenie może zapewnić dzieciom dobry start w dorosłym życiu. Wielkie nadziej pokładali też w Karolu, który dość szybko trafił do szkoły. Będąc bardzo dobrym uczniem gimnazjum św. Marii Magdaleny został korepetytorem w domu Radziwiłłów oraz w domach wielkopolskich ziemian. Kontakty i przyjaźnie jakie wtedy nawiązał, zaowocowały w jego późniejszym, dorosłym już życiu.
Studia w Berlinie
Po zdanej maturze, dzięki wstawiennictwu Antoniego Radziwiłła mógł skorzystać ze stypendium, które umożliwiło mu podjęcie studiów medycznych w Berlinie. Tam też został członkiem tajnej organizacji „Polonia”, która zachęcała swoich członków do działań niepodległościowych. W tym też okresie pojawiły się pierwsze objawy gruźlicy, która nękała go później do końca życia. Pod koniec studiów organizacja „Polonia” została zdekonspirowana i w efekcie Marcinkowski został skazany na sześć miesięcy twierdzy. Skierowano go do twierdzy Wisłoujście, ale zanim tam trafił, Antoni Radziwiłł wysłał list do komendanta z prośbą o łagodne potraktowanie więźnia. I chyba interwencja okazała się skuteczna, bo kiedy na skutek przebywania w zimnej i wilgotnej celi u Marcinkowskiego uaktywniła się zaleczona gruźlica, komendant zezwolił na odbywanie kary w budynku … gospody „Pod trzema Murzynami”.
Doktor Marcin
Kiedy z dyplomem lekarskim powrócił do Poznania, od razu otworzył swoją praktykę. Zamieszkał w domu aptekarza Kolskiego przy Starym Rynku (dziś nr 71-72), gdzie przyjmował chorych. Jednocześnie pracował jako wolontariusz w szpitalu Sióstr Miłosierdzia przy Placu Bernardyńskim, a popołudniami jeździł z wizytami do chorych wokół Poznania. Z relacji z tego okresu wynika, że opłaty za swoje usługi pobierał tylko od zamożnych pacjentów, a biednych leczył za darmo, często ich jeszcze wspomagając datkami na zakup leków i żywności. Jego popularność w mieście błyskawicznie rosła, leczył bowiem nie tylko Polaków, ale wszystkich mieszkańców bez względu na narodowość i wyznanie. Stosował nowoczesne techniki medyczne, ale trzeba przyznać, że też sprzyjało mu szczęście.
A to ciekawe!
Karol Marcinkowski stosował w swojej praktyce metody, które dzisiaj budzą grozę. Kiedy Emilia Sczaniecka zapadła w tak silny letarg, że uznano ją za zmarłą, przyłożył jej do kości ciemieniowej rozgrzane żelazo (!), co przywróciło jej przytomność.
Więcej o Emilii Sczanieckiej przeczytacie w oddzielnym artykule.
W tym okresie stał się częstym bywalcem w domach najznamienitszych Wielkopolan, lecząc i przyjmując na świat ziemiańskie dzieci. Rekomendacje księżnej Radziwiłłowej, Działyńskich i innych otwierały mu drzwi kolejnych dworów i pałaców.
Powstanie Listopadowe 1830 r.
Kiedy w 1830 r. dotarły do Poznania wieści o wybuchu Powstania Listopadowego, bez chwili wahania wyruszył do boju. W czasie nielegalnego przekraczania granicy Tytus Działyński ranił jednego z pruskich żołnierzy. Wtedy Marcinkowski opatrzył rannego i dopiero wtedy dołączył do oddziału. Trudno dziś dociec czy ta historia to prawda czy legenda, ale z pewnością oddaje ona sposób działania doktora Marcina, jak go nazywali wdzięczni pacjenci. Po prostu, najważniejszy był pacjent!
Marcinkowski widział siebie jako szeregowego żołnierza w powstańczym oddziale kawalerii. Szybko jednak okazało się, że jego kwalifikacje bardziej przydadzą się w lazarecie niż na pierwszej linii pola bitwy, choć i tej zdołał zakosztować. Za udział w bitwie pod Olszynką Grochowską otrzymał order Virtuti Militari. Kiedy powstanie upadło został internowany wraz ze swoim oddziałem i skierowany do Kłajpedy. Niedługo potem, kiedy w mieście wybuchła epidemia cholery, z powodzeniem leczył i pielęgnował chorych, a po opanowaniu epidemii udał się na emigrację do Anglii i Francji. Tam doskonalił swoje umiejętności, ale też zbierał doświadczenia wśród Polaków skupionych min. wokół księcia Adama Czartoryskiego.
Jak walczyć z zaborcą?
Wszystkie doświadczenia jakie zebrał zarówno na polu walki jak i na emigracji sprawiły, że zmieniły się jego poglądy na sposób odzyskania niepodległości. Widział jak ginęli najlepsi synowie ojczyzny, jaką ofiarę i konsekwencje ponosili uczestnicy powstania i ich rodziny za udział i wspieranie walki zbrojnej. W tej sytuacji doszedł do wniosku, że walczyć należy metodami, które nie pociągają za sobą krwawych ofiar. Uważał, że jedynie skuteczną metodą będzie takie przygotowanie społeczeństwa, które w sprzyjających okolicznościach politycznych pozwoli na skuteczne odzyskanie niepodległości. Na tej bazie powstał szereg inicjatyw, które wiele lat później doprowadziły do wygranego Powstania Wielkopolskiego.
Wracaj do Poznania!
Wracając jednak do Marcinkowskiego. Jego powrót do Poznania odbył się nie bez przeszkód. Przez pruskie władze był traktowany jako osoba niebezpieczna, która podburza polski naród i knuje spiski przeciw prawowitej władzy. Został więc skazany na dziewięć miesięcy twierdzy, konfiskatę mienia, degradację i przymusową dwuletnią służbę w wojsku jako niższy chirurg. Po ogłoszeniu wyroku do Berlina poszły listy zarówno od Polaków jak i Niemców (łącznie z petycją od Eduarda Flottwella – naczelnego prezesa Prowincji Poznańskiej) z prośbą o ułaskawienie. W efekcie król pruski skrócił karę twierdzy do trzech miesięcy i cofnął decyzję o przepadku mienia. Kara więzienia w świdnickiej twierdzy nie była tak dotkliwa jak mogłoby się wydawać. Marcinkowski odbywał ją w kwaterze na mieście , brał kąpiele siarczane na dolegliwości, które go nękały, odwiedzali go znajomi i pacjenci… Kiedy w Poznaniu kolejny raz wybuchła epidemia cholery, w 1837 r. urlopowano go, a następnie całkowicie anulowano nałożoną na niego karę.
Praca organiczna
Bazar Poznański
W 1838 r. mając poparcie kilku światłych ziemiańskich rodzin założył spółkę akcyjną „Bazar” . Spotkanie założycielskie odbyło się w mieszkaniu Marcinkowskiego na ul. Podgórnej 7 w jego mieszkaniu na parterze, gdzie dziś na budynku wisi pamiątkowa tablica. Początkowo spółka miała być sposobem na wzmocnienie polskiego mieszczaństwa i rzemiosła w Poznaniu. Splot okoliczności i zaangażowanie założycieli sprawiły, że przy nowo wytyczonej ulicy łączącej Stary Rynek z Placem Wilhelmowskim (dzisiaj Placem Wolności) wybudowano okazały budynek Bazaru. Budowa nie była pozbawiona problemów, z którymi musiał zmierzyć się coraz bardziej chory Marcinkowski. Ostatecznie jednak ulokowano tam nowoczesny hotel, restaurację oraz sklepy prowadzone przez polskich przedsiębiorców. Jednym z nich był Hipolit Cegielski, który tutaj rozwijał swój żelazny interes. Bazar szybko stał się miejscem, które powoli zjednoczyło Polaków różnych stanów. Tutaj spotykano się na odczytach i prelekcjach, tu odbywały się spotkania towarzyskie i bale, na których polska młodzież miała szansę na znalezienie męża i żony. Przez wiele lat Sala Biała w Bazarze była najładniejszą i najokazalszą salą publiczną w Poznaniu.
Towarzystwo Naukowej Pomocy
Drugą niezwykle ważną inicjatywą Marcinkowskiego było założenie w 1841 r. Towarzystwa Naukowej Pomocy, które zbierało fundusze na kształcenie zdolnej polskiej młodzieży, z biednych rodzin. Do tej działalności włączono polskie ziemiaństwo, duchowieństwo, lekarzy i nauczycieli, którzy zapewnili stały dochód. Dzięki zaangażowaniu księży oraz polskich nauczycieli można było wytypować przyszłych stypendystów, którzy w zamierzeniu założycieli mogli w przyszłości obejmować stanowiska urzędnicze oraz nauczycielskie. Zorganizowano również internaty w Poznaniu, Lesznie, Gostyniu, Ostrowie i Trzemesznie. Już trzy lata później pod opieką Towarzystwa znajdowało się blisko trzystu stypendystów (!). Powoli, ale systematycznie wykształceni młodzi Polacy zaczęli zajmować stanowiska urzędnicze, przybyło polskich lekarzy, nauczycieli, prawników, ekonomistów. Również w zawodach kupieckich i rzemieślniczych coraz doskonalej walczono z niemczyzną. Nie tylko edukacją ale i solidnością i rzetelnością wykonania i obsługi. Niemieckie produkty cieszyły się opinią doskonałej jakości. Aby wygrać konkurencję na rynku należało zadbać o równie dobrą, a nawet lepszą jakość. Aby ustrzec się przed ewentualnymi represjami należało postępować zgodnie z prawem. Pruskie prawo nie było łaskawe dla Polaków, ale niezależnie od tego jakie było – było przestrzegane. I zgodnie z prawem, wykorzystując jego luki zdobywano kolejne przyczółki w walce o polskość. W ciągu blisko stu lat działalności z pomocy Towarzystwa skorzystało 6,5 tysiąca stypendystów, z których uformowały się szeregi poznańskiej i wielkopolskiej inteligencji. To unikalne w skali kraju dzieło przetrwało aż do 1939 r.
Pokonała go choroba
Nie słabnąca działalność Marcinkowskiego zarówno jako lekarza jak i społecznika mocno nadszarpnęła jego i tak już wątłe zdrowie. Dodatkowo nadmiar zobowiązań społecznych odbijał się negatywnie na praktyce lekarskiej. Liczne kłopoty związane z funkcjonowaniem Bazaru i Towarzystwa, ataki skierowane nań przez jego przeciwników systematycznie pogarszały jego zdrowie. W sierpniu 1846 r. był już tak słaby, że zaprzestał przyjmowania pacjentów i wizyt domowych. Wtedy też udał się do swojego przyjaciela Wiktora Łakomickiego do Dąbrówki Ludomskiej dla podratowania zdrowia. Jego stan był już tak zły, że wszelkie dostępne w tamtym czasie terapie okazały się nieskuteczne. Jako lekarz był świadom swojego stanu i nieuchronnie zbliżającego się końca. Sporządził testament, który złożono w sądzie w Rogoźnie, a wykonawcą jego uczynił Macieja Mielżyńskiego. Zmarł 7 listopada 1846 r.
A to ciekawe!
Marcinkowski wierzył, że ostra woń amoniaku pomoże w zwalczeniu choroby, dlatego polecił przenieść swoje łóżko … do obory, gdzie ostatecznie zmarł. W tym miejscu Łakomicki polecił wystawić pamiątkową tablicę, która niestety nie przetrwała do naszych czasów.
Nie udało się wypełnić wszystkich jego życzeń zawartych w testamencie. Chciał być pochowany w Parkowie, w zgrzebnej koszuli i prostej trumnie. nie życzył sobie patosu i uroczystości. Niemożliwym było, aby w ten sposób Wielkopolska pożegnała swojego ukochanego doktora.
Ostatecznie pochowano go w Poznaniu na cmentarzu świętomarcińskim (obecnie znajduje się tam Park im. Karola Marcinkowskiego). Na przedmieściach Poznania kondukt przywitał arcybiskup Przyłuski, a w ostatniej drodze towarzyszył mu kilkunastotysięczny tłum Polaków, Niemców, Żydów z duchownymi trzech wyznań. Trumnę nieśli na przemian chłopi, mieszczanie i szlachta. Pożegnali go ci, których leczył, dla których poświęcił życie, którzy go kochali i szanowali, którzy przyszli go pożegnać z potrzeby serca, a nie z nakazu.
Dzieło przetrwało
I choć Marcinkowski umierał z przekonaniem, że jego działania nie przyniosły zamierzonych efektów, to spoglądając na owoce jego pracy z perspektywy czasu – działalność jego była nie do przecenienia.
Wychowanie kilku pokoleń Polaków wszystkich stanów w duchu ideałów przekazanych przez doktora doprowadziło w 1918 r. do wybuchu zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. Do Powstania, które wybuchło spontanicznie, w które bezinteresownie włączyło się polskie społeczeństwo stanowiąc zaplecze dla formującej się armii. Wpojone ideały rzetelnej pracy przetrwały kolejne kilka pokoleń już w wolnej Polsce, owocując określeniem solidny jak poznaniak, porządny jak Wielkopolanin i bardzo nas krzywdzące określenie „pruski porządek”. I szkoda tylko, że z biegiem lat hasła te coraz bardziej tracą na aktualności.
Wrócił do domu
W przypadku Karola Marcinkowskiego można śmiało powiedzieć, że historia zatoczyła koło i latach wrócił tam, skąd wyszedł. W 1923 r. jego doczesne szczątki złożono w sarkofagu w kościele pw. Świętego Wojciecha, tym samym, w którym został ochrzczony.
Jeśli chcielibyście wejść do kościoła św. Wojciecha, zobaczyć szopkę, gdzie wśród postaci pojawia się Karol Marcinkowski, albo zejść do Krypty Zasłużonych Wielkopolan, kontaktujcie się z parafią.
Do dzisiaj zachowała się XVI-wieczna chrzcielnica, przy której ochrzczono małego Karola.
Postać Karola Marcinkowskiego zajmuje ważne miejsce wśród całej plejady wybitnych postaci XIX-wiecznej Wielkopolski, upamiętnionych w serialu „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”. Serialu, którego akcja toczy się w Wielkopolsce, a którego tropy można prześledzić w czasie wycieczki „Śladami Najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”
Możecie też obejrzeć krótki film, w którym opowiadam o Karolu Marcinkowskim i pokazuję miejsca z nim związane.
0 Komentarze