Wiklina w Nowym Tomyślu
Na rynku w Nowym Tomyślu stoi gigantyczny wiklinowy kosz. Długi na blisko 20 m, prawie 10 m szeroki i 9 m wysoki. Do jego wyplecenia 50 plecionkarzy zużyło 12 ton wikliny. Wszystko to razem pozwoliło w 2006 r. wpisać nowotomyski kosz do Księgi Rekordów Guinessa jako największy kosz świata.
Osoby niezorientowane może dziwić taka osobliwa dekoracja w centrum miasta. Dla mieszkańców, jest to jak najbardziej naturalne, bo przecież nie od dzisiaj wiadomo, że
Nowy Tomyśl wikliną stoi.
Sztuka wyplatania koszyków z wikliny przywędrowała tutaj w XVII w. z Niemiec (okolice Westfalii, Saksonii i Bawarii) wraz z osadnictwem olęderskim. Naturalne warunki terenu z wilgotnymi i bagnistymi okolicami rzeki Obry, porośnięte dziką wikliną stały się bardzo sprzyjającą okolicznością dla rozwoju plecionkarstwa. Jednak prawdziwy boom wikliniarski nastąpił pod koniec XIX w. , a związany jest z niemal awanturniczą historią.
Wiklinowy fortel
Mieszkaniec Trzciela Ernst Hoedt udał się do krewniaków mieszkających w Ameryce. Z ciekawością obserwował codzienne życie, zastanawiając się, co z tych nowinek można przenieść na własne podwórko. Szczególnie zaintrygowała go miejscowa wiklina, jakże różna od tej, którą wyplatał we własnym warsztacie. Gładsza, delikatniejsza, łatwo dająca się formować, a poddana działaniu pary wodnej czy gorącej wody nabierała szczególnej, jasnej barwy. Kiedy w 1885 r. miał wrócić do rodzinnego Trzciela, postanowił zabrać ze sobą sadzonki tutejszej wikliny. Jednakże władze amerykańskie w obawie o niemiecką konkurencję na rynku zakazały wywozu sadzonek.
A to ciekawe!
Ernst wymyślił zatem sprytny fortel. Ze świeżo ściętych gałązek wiklinowych różnych odmian wyplótł kilka koszyków, które już bez przeszkód mógł wnieść na pokład okrętu płynącego do Europy. W kajucie rozplótł koszyki, a gałązki włożył do wody. Musiał być mądrym plecionkarzem, skoro wiedział, że nie wszystkie odmiany wikliny przyjmą się w polskim klimacie. Tak też się stało. Niektóre z nich nie przetrwały ostrej zimy, te zaś, które się zakorzeniły, dały początek nowej odmianie, zwanej u nas amerykanką czy trzcielską amerykanką.
Fortel Ernsta Hoedta zbiegł się w czasie z wybuchem mody na wiklinowe wyroby na europejskich rynkach. Zapotrzebowanie było już nie tylko na kosze, ale również na meble, artykuły dekoracyjne i użytkowe, elementy eleganckich powozów i różnego rodzaju dekoracje.
Tradycja pozostała
Ta tradycja przetrwała do dzisiaj i okolice Nowego Tomyśla słyną z wyrobów wikliniarskich, a miasto uczyniło wiklinę swoim produktem reklamowym. Przekonacie się o tym, wędrując ulicami miasta. Oprócz kosza giganta, znajdziecie wiklinową muszlę koncertową, wiklinowe markizy i kwietniki na ulicach czy dekoracje w miejskim parku. Jeśli szukacie miejsc, gdzie można zakupić gotowe produkty z wikliny, albo wręcz zamówić coś niespotykanego, znajdziecie listę plecionkarzy w oddzielnym artykule o wiklinie, plecionkarzach i atrakcjach w okolicach Nowego Tomyśla.
Co roku odbywa się tutaj Jarmark Chmielo-Wikliniarski, który przyciąga artystów plecionkarzy z całego świata. A jeśli chcielibyście spróbować swoich sił w tej sztuce, możecie udać się do Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa, gdzie pod okiem instruktora poznacie tajniki plecionkarskiej sztuki (na takie warsztaty trzeba się wcześniej umówić).
Co warto zobaczyć w Nowym Tomyślu i w okolicy? Odpowiedź uzyskacie w punkcie Informacji Turystycznej w Nowym Tomyślu.
0 Komentarze